Podczas mojej wymarzonej tygodniowej podróży po Stanach Zjednoczonych postanowiłam przyjrzeć się bliżej zagadnieniu amerykańskiej kuchni. Liczyłam na to, że Nowy Jork zachwyci mnie bogactwem kulinarnym i nowymi smakami, ale nic takiego się nie wydarzyło. Właściwie moja konkluzja jest jedna – niemożliwe jest, aby Amerykanie przy tak fatalnej diecie byli w stanie prawidłowo funkcjonować na co dzień – bez zawału serca czy udaru w młodym wieku. Przeczytaj mój artykuł i dowiedz się, dlaczego amerykański styl żywienia jest aż tak zły!
Ogromne porcje
Kiedy zamówisz w amerykańskim fast foodzie mały napój np. popularny tam Dr Pepper, musisz liczyć się z tym, że będzie on wielkości naszego średniego lub nawet dużego. Duży kubek w wersji amerykańskiej jest natomiast OGROMNY, przypomina raczej wiadro niż zwykły pojemnik. Podobnie jest z wielkościami posiłków w restauracjach. Może okazać się, że porcja w lokalu z powodzeniem wystarczy, by nasycić dwie osoby. Nie wystarczy ona jednak typowemu mieszkańcowi Stanów Zjednoczonych – ten z pewnością spałaszuje danie ze smakiem, zapije ogromnym gazowanym napojem (koniecznie z dużą ilością lodu) i jeszcze poprawi bardzo słodkim i dużym – a jakże! – deserem. Amerykanie nie spożywają w ogóle ciepłych napojów, wyjątkiem są bardzo duże kubki kawy z ekspresu przelewowego, które piją przez cały dzień jak wodę (notabene za zwykłą wodą nie przepadają). Rozmiary kaw różnią się jednak od naszych, nawet te w popularnych sieciówkach typu Starbucks. Kiedy zamówiłam tam flat white i zostałam zapytana o rozmiar kubka – w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. W Europie kawa ta występuje tylko w jednym, niewielkim rozmiarze. Kiedy poprosiłam więc o małe flat white, dostałam kawę, która u nas z powodzeniem mogłaby uchodzić za duże cappucino.
Wielosztuki i duże opakowania
Drugiego dnia mojego pobytu w USA wstąpiłam do typowego supermarketu, ponieważ chciałam kupić sobie małą puszkę Coca-Coli (co to za pobyt w Stanach bez puszki "coke"). Jakież było moje zdziwienie, gdy owszem – znalazłam małą puszkę, ale nie mogłam kupić jednej, musiałam kupić od razu… sześciopak. Amerykanie właściwie nie uznają kupowania napojów czy jedzenia pojedynczo czy też w małych opakowaniach. Ogromne butelki mleka czy soku pomarańczowego liczone w galonach czy też gigapaki płatków śniadaniowych ukazywane w amerykańskich filmach to nie przesada. W rzeczywistości wszystko jest tam sprzedawane w bardzo dużych opakowaniach lub w kilku egzemplarzach, co za tym idzie – amerykanie marnują ogromne ilości jedzenia każdego miesiąca.
Przetworzona żywność i produkty kiepskiej jakości
Uważacie, że jajecznica z proszku to przesada? Nie w Ameryce! Tutaj nikomu nie przyszłoby do głowy, by zadawać sobie tyle trudu, rozbijać prawdziwe jajko i je smażyć, skoro wystarczy wysypać proszek z opakowania i wymieszać go z wodą. Mac and cheese? Zapomnij o gotowaniu makaronu i tarciu sera! Przecież możesz kupić gotowe danie i tylko zalać je ciepłym mlekiem. Kilka minut i gotowe! Puree ziemniaczane podawane do obiadu również nigdy nie widziało ziemniaka, jest po prostu breją z proszku, a lasagne serwowana na kolację zapewne jeszcze godzinę wcześniej była częścią ekspozycji w supermarkecie.
Sklepy w Stanach Zjednoczonych tylko na pierwszy rzut oka wyglądają jak te w Europie. W rzeczywistości brakuje w nich podstawowych produktów spożywczych, z których można przygotować pożywne dania, królują tam zaś półprodukty, przetworzona żywność i gotowe dania. Jedzeniu w restauracjach również sporo brakuje do naszych standardów, to prawdziwy kulinarny tygiel smaków z całego świata, ale niestety w niezbyt zjadliwej formie – zazwyczaj tłustej, mdłej i przyrządzanej z kiepskiej jakości składników. Natomiast słynne hot-dogi z budki, których rzekomo należy spróbować podczas wizyty w Nowym Jorku, to po prostu sucha buła prosto z plastikowego opakowania z dodatkiem parówki z brudnego rusztu w asyście najtańszego keczupu i musztardy. Mniam! Już hot-dogi na polskich stacjach benzynowych prezentują się lepiej, nie wspominając już o kultowych food truckach w duchu slow food, których coraz więcej w naszym kraju.
Masa cukru
Cukier, cukier i jeszcze raz cukier! Tak określiłabym mój tygodniowy pobyt w Stanach. Kiedy pierwszego dnia w hotelowym lobby na śniadaniu dostrzegłam góry donutów, ciastek, pancake'ów, gofrów i innych słodkości suto oblanych syropem klonowym – byłam zachwycona. Drugiego dnia też było ok, trzeciego – miałam dosyć. Musicie wiedzieć, że Amerykanie kochają słodkie śniadania, lecz poziom ich słodkości zdecydowanie różni się od naszego. Powiedziałabym, że wszystko jest tam tak słodkie, że aż szczypie w zęby. Nie uznają oni zupełnie wytrawnych śniadań – jedynym elementem posiłku, który mógłby za taki uchodzić, był bajgiel z serkiem Philadelphia. I tutaj kolejne zaskoczenie! Ichniejszy bajgiel nie był wcale odpowiednikiem naszego obważanka, czyli pieczywa na słono. Był słodki! Amerykanie bowiem nawet do pieczywa dodają słodki syrop kukurydziany – wtedy podobno smakuje najlepiej.
Cechą narodową mieszkańców Stanów Zjednoczonych jest uwielbienie dla cukru, więc nie tylko śniadania są tam bardzo słodkie. Amerykanie uwielbiają pączki, muffinki, shaki i inne słodkości, no i oczywiście super słodkie kawy z dodatkami. Kiedy zamówiłam donuta i białą kawę w popularnej sieciówce Dunkin’ Donuts, sprzedawca jednym tchem wyrecytował ilość dodatków, które może mi do niej zaoferować. Bita śmietana, pianki, posypki, syropy – to tylko te najmniej finezyjne z nich. Kiedy poprosiłam o zwykłą kawę z mlekiem bez dodatków, spojrzał na mnie dziwnie, jakby nie dowierzał i postanowił dwukrotnie dopytać, czy na pewno nie chcę cukru. Kiedy upewniłam go w tym przekonaniu, zdesperowany zapytał, czy zatem kawa na pewno ma być ciepła? No cóż, ewidentnie Amerykanie nie rozumieją kulinarnych upodobań Europejczyków.
Mięso i tłuszcz, brak warzyw i owoców
Steki, burgery, hot-dogi, kurczaki w tłustej panierce – to typowa amerykańska dieta. Zapomnijcie jednak o warzywach i owocach. Prawdą niestety jest, że dla przeciętnego Amerykanina są to produkty drogie, więc dlatego nie są one kupowane zbyt często. Ponadto nie są to niezbędne składniki posiłku, które zakorzeniły się w amerykańskiej mentalności. Po tygodniowym pobycie w USA po dziurki w nosie miałam już fast foodów, frytek i innych ciężkostrawnych dań, a marzyłam wręcz o miseczce warzywnego leczo. Mój żołądek również o nim marzył, dlatego nie mieściło mi się głowie, jak to możliwe, że mieszkańcy USA stołują się tak codziennie. Wytłumaczeniem może być fakt, że Amerykanie bardzo dużo pracują (ok. 10 godzin dziennie), przemierzają też każdego dnia spore odległości (dojazd godzinę czy dwie do pracy jest tam standardem), więc po tak ciężkim dniu marzą tylko o szybkim posiłku np. lasagne z mikrofali i odpoczynku przed telewizorem – stąd tak duża popularność dań ekspresowych.
Co sądzicie o takiej kuchni? Jest aż tak źle?
Otoz nie droga pani. Amerykanie coraz lepiej sie odzywiaja. W tym slynnym Nowym Jorku nie zaszczycila pani swoja osoba zadnej etnicznej restauracji, a jest tam ich pelno. Nie pani chodzila po fast foodach, bo tak chciala.
Tak samo droga pani jest w Chicago i innym miastach USA. Jedzenie jest coraz lepsze w knajpkach. Coraz zdrowsze, vege i vegetarian. A te food trucks prosze pani przyszly wlasnie z USA!
To co pani opisala to tak bylo 20 lat temu. Nikt juz prawie tak nieje. Oczywiscie sa ludzie, ktorzy nadal sie zle odzywiaja, ale w Polsce stolicy schabowego i ziemniakow tak naprawde ludzie sie zdrowo odzywiaja? I czy tak wiele osob je ryby, owoce i warzywa. Droga pani nie! Jestem w Polsce co roku i jakos nie widze, aby super kanajpek przybywalo.
Po prostu jest to propagandowy i ignorancki artykul jakiejs paniusi, ktora miala cos zlego napisac i napisala.
Przecież ona - ta redaktor - nie była w USA, a już na pewno nie była w Nowym Jorku. Stek idiotycznych kłamstw to jest, niestety.
Europejskie normy dot. żywności są bardziej restrykcyjne niż w us ( zakaz , ograniczenie antybiotyków, ograniczenie GMO e.c.t. )
Generalnie zdrowa żywność w us jest droższa, biedniejsze elity jedzą więc tani chłam.
Krab ze Stalowej Woli jest szybki, zwinny, niezawodny i strzela do Rosjan jak do kaczek. Więc co robi Błaszczak?
WOLNA SOBOTA
02.12.2022, 06:00
Paweł Wroński
3 ZDJĘCIA
Armatohaubica Krab w ukraińskiej służbie
Armatohaubica Krab w ukraińskiej służbie (Fot. Sztab Generalny Ukrainy)
187
ARTYLERIA KRABY MARIUSZ BŁASZCZAK OSTRZAŁ TYLKO NA WYBORCZA.PL WOJNA W UKRAINIE ZBROJENIA
Nie powstały jeszcze o nich piosenki jak o tureckich bayraktarach. Ale polskie kraby to naprawdę ciekawe zwierzątka