Nie znam osób głoszących chwałę fast foodów. Oczywiście są tacy, którzy czasami wbiją zęby w hamburgera z drive thru (ups, i mnie się to zdarza), ale gdyby trzeba było dokonać wyboru na resztę życia, to każdy z nas opowiedziałby się za wyższością jedzenia różnorodnego, przygotowywanego z troską i uwagą, z pierwszorzędnych produktów, których powstawanie jest przyjazne środowisku i wytwórcom, a nie odwrotnie. Lubimy jadać niespiesznie, w miłym towarzystwie, delektując się smakiem i rozmową. Wyobrażam sobie, że przynajmniej każdy czytelnik magazynu "Kuchnia" tak lubi. Czyli opowiada się za ideami Slow Food. Ale identyfikowanie się z ideą od faktycznej deklaracji poparcia dzieli wypełnienienie formularza zgłoszeniowego i opłacenie (niewysokiej) rocznej składki.
Odpowiedź na pytanie, jakie są korzyści z bycia członkiem, brzmi skromnie. Z Włoch przysyłają legitymację z twoim nazwiskiem i raz do roku almanach Slow Food, ładny i ciekawy, kolejny magazyn o jedzeniu. Niewiele.
Działając od kilku lat w warszawskim convivium zauważam jednak, że korzyści mogą być większe. Przede wszystkim uczestniczę w wymianie informacji o najlepszych produktach. Zarówno o tym gdzie, co, kiedy, warto kupić, co pojawiło się na rynku nowego (polskie sery zagrodowe, olej rzepakowy z góry św.Wawrzyńca), jakich wyborów dokonywać w sklepach (odmiany ziemniaków i jabłek) oraz od czego zależy jakość (warsztat o miodzie, twarogach, nowalijkach). Wewnątrz Slow Foodu zdarza się dystrybucja. Tą drogą trafiam jesienią na gęś kołudzką, zimą dostaję świeżo wytłoczoną oliwę prosto z Włoch, a od wiosny liczę na warzywa, bezpośrednio od rolnika. Warszawskie spotkania Kulinarnej Akcji Bezpośredniej - edukacyjne pogadanki, połączone z degustacją na zadany temat, to okazja by się douczać i nawiązywać bezpośrednie kontakty z producentami. Slow Food krakowski aktywny jest w organizowaniu gastrowyjazdów , z nimi możesz zbierać smardze na Słowacji, łowić tuńczyki na Sycylii, i piec chleb w Toskanii. Tak wyspecjalizowanej oferty, nie znajdziesz w biurach turystycznych.
Slow Food zmobilizował mnie, by przygotować i poprowadzić warsztaty smakowe dla dzieci. Kiedy mój syn poszedł do szkoły, zdałam sobie sprawę, że poza domem wszystkie siły sprzysiężone są przeciwko sensownemu jedzeniu. Kolorowe opakowania i reklamy, zaopatrzenie szkolnych sklepików, menu stołówki, towarzyska giełda klasowa nakręcają popyt na to co przemysłowe i przetworzone, ujednolicone i masowe. Czułam się bezradna i wściekła. Na Salone del Gusto we Włoszech zobaczyłam liczne przykłady slowfoodowych, lokalnych działań skierowanych do dzieci. Pojedynczo, nie były imponujące, ale w sumie dawały zauważalny efekt. I uznałam, że trzeba wziąć sprawy w swoje ręce.
Bo działalność Slow Food tworzy się z aktywności jego poszczególnych członków. Im jest nas więcej, im więcej rodzi się pomysłów i energii, tym organizacja staje się silniejsza. Siłę warszawskiego convivium zwiększyła Ola Lazar otwierając forum Slow Foodu na portalu ning, Małgosia Minta organizując dostawy skrzynek ze świeżymi warzywami, Kasia Błażejewska, koordynując zapisy, Lucy Zembowicz popularyzując mało znane tytuły filmów o jedzeniu, czy Beata Lipov, organizując warsztaty dla dzieci. Budują Slow Food ci, którzy pomagają organizować imprezy, czynem lub dobrym słowem oraz ci, którzy na nie przychodzą. Oczywiście nie każdy ma naturę aktywisty, mało kto ma nadwyżki energii, nikt nie dysponuje nadmiarem czasu. Ale nawet najbardziej pasywny sybaryta może przyczynić się do wzmocnienia Slow Foodu. Może się zapisać.
Liczba członków przekłada się bezpośrednio na znaczenie międzynarodowe. Dacian Ciolos komisarz europejski do spraw rolnictwa, zaprosił Slow Food do rozmów na temat nowej polityki rolnej, która będzie ustanawiana w 2013 roku. Nasz głos będzie się liczył tylko wtedy, jeśli członków będą setki tysięcy. Poparcie dla idei, bez formalnego zapisania się do organizacji, jest bezgłośne.
Kiedy wybieram się na wakacje, korzystam z rekomendacji Slow Foodu . To mój kompas konsumencki. Trafiam tak na ciekawe targi, do dobrych knajp, wynajduję niszowe produkty (kto jedzie na narty do Trentino niech szuka sera puzzone di Moena i kiełbasek lucanica trentina). Przynależność do organizacji nie przekłada się na rabat, ale zawsze skutkuje dodatkowym uśmiechem oraz porozumieniem ponad brakiem tłumacza. Ślimak w klapie pomaga rozpoznać współwyznawcę.
Jeżdżę regularnie na targi Salone del Gusto. Uwielbiam tę imprezę, chociaż wielkich spędów generalnie unikam. W dawnych halach Fiata, na przedmieściach Turynu, spotykają się tysiące małych producentów najlepszego jedzenia na świecie. Chodzę między stoiskami, próbuję, kupuję, rozmawiam z producentami, uczestniczę w warsztatach smaku, degustacjach, pokazach gotowania, konferencjach. Zachwyca mnie wielki rozmach, kilkaset tysięcy odwiedzających i sprawne kierowanie tym tłumem na zakupach i imprezach towarzyszących. Chylę czoła przed wielkością włoskiego Slow Foodu. Wierzę, że jego siła przekłada się na skuteczność w działaniach, chroniących bioróżnorodność na świecie i promujących zrównoważone rolnictwo. Zgadzam się z trzema podstawowymi założeniami Slow Foodu. Jedzenie musi być smaczne, produkowane bezpiecznie dla środowiska, z szacunkiem dla ziemi i hodowlanych zwierząt, producenci dobrego jedzenia muszą, być uczciwie wynagradzani. Podpisuję się pod tymi założeniami moimi codziennymi zakupami i stempluję to roczną składką na rzecz Slow Foodu.
(tekst został wydrukowany także w Magazynie Wino)