Powściągając jednak własną antygadżeciarską naturę, dziś chciałabym się przyjrzeć niektórym winiarskim akcesoriom: takim, których użyteczność jest znikoma, niemniej mogą sprawić przyjemność; tym, które znacząco ułatwiają życie, i tym, które niechybnie skończą zapomniane na dnie szuflady.

Le Nez du Vin,

czyli droga przyjemność

To opatentowany przez firmę Jean Lenoir zestaw zsyntetyzowanych chemicznie zapachów, które pojawiają się w winie. Marzy o nim każdy początkujący winoman, marzyłam i ja, zawsze powstrzymywała mnie jednak wygórowana cena. Najpełniejszy komplet fiolek zawierający 54 aromaty, z towarzyszącą mu książką (wydaną w 10 językach), kosztuje 300 euro. Zabawka ta niewątpliwie pomaga ukierunkować wyobraźnię przy wąchaniu wina, nie jest jednak do nauki degustacji niezbędna.

Po pierwsze, nie wszystkie aromaty zsyntetyzowane są idealnie - w winie mają one trochę inną postać; po drugie, można swój węch wyćwiczyć, po prostu wąchając wino.

Termometr, czyli jak na dzień dobry zepsuć kolację

Sprawnie spełnia swoją funkcję, boję się jednak myśleć, co gadżet ten mówi o jego posiadaczu. Czy człowiek, który zanurza termometr w kieliszku, by sprawdzić temperaturę wina, może być dobrym kompanem spontanicznej zabawy?

Schładzacze, czyli jak sobie radzić w sytuacji awaryjnej

Każdemu z nas (no, może nie tym, którzy mają termometry do wina) zdarza się kupić butelkę na ostatnią chwilę, mieć nagłą ochotę na białe wino, gdy w lodówce go nie ma, w końcu odwiedzają nas czasem nieoczekiwani goście. Na takie okazje wymyślono wszelkiej maści coolery, które przydają się również do tego, by utrzymać wino w odpowiedniej temperaturze, zwłaszcza gdy świeci słońce, a my jesteśmy na świeżym powietrzu. Jednym z najbardziej praktycznych urządzeń tego rodzaju jest lodowy kołnierz - wypełniony w środku szybko zamarzającą cieczą - który należy trzymać w zamrażalniku. Nałożony na butelkę pomaga ją szybko schłodzić, zwłaszcza gdy dodatkowo włożymy ją do lodówki, a tym bardziej do zamrażalnika, co samo w sobie jest najbardziej skuteczną metodą szybkiego chłodzenia wina. Mniej skuteczny jest niedawno wymyślony corkcicle - przypominający długi, zakończony korkiem sopel lodu, który również należy trzymać w zamrażalniku. Mrozi on wino od środka - dyskretnie, by tak rzec, jest więc bardziej elegancki od chłodzącego kołnierza i prostszy w użyciu od wiaderka z lodem, działa jednak bardzo powoli. Zupełnie natomiast nie zawracajmy sobie głowy różnymi elektrycznymi coolerami w rodzaju Wairing Pro Wine Chil

Powściągając jednak własną antygadżeciarską naturę, dziś chciałabym się przyjrzeć niektórym winiarskim akcesoriom: takim, których użyteczność jest znikoma, niemniej mogą sprawić przyjemność; tym, które znacząco ułatwiają życie, i tym, które niechybnie skończą zapomniane na dnie szuflady.

Le Nez du Vin, czyli droga przyjemność

To opatentowany przez firmę Jean Lenoir zestaw zsyntetyzowanych chemicznie zapachów, które pojawiają się w winie. Marzy o nim każdy początkujący winoman, marzyłam i ja, zawsze powstrzymywała mnie jednak wygórowana cena. Najpełniejszy komplet fiolek zawierający 54 aromaty, z towarzyszącą mu książką (wydaną w 10 językach), kosztuje 300 euro. Zabawka ta niewątpliwie pomaga ukierunkować wyobraźnię przy wąchaniu wina, nie jest jednak do nauki degustacji niezbędna. Po pierwsze, nie wszystkie aromaty zsyntetyzowane są idealnie - w winie mają one trochę inną postać; po drugie, można swój węch wyćwiczyć, po prostu wąchając wino.

Termometr, czyli jak na dzień dobry zepsuć kolację

Sprawnie spełnia swoją funkcję, boję się jednak myśleć, co gadżet ten mówi o jego posiadaczu. Czy człowiek, który zanurza termometr w kieliszku, by sprawdzić temperaturę wina, może być dobrym kompanem spontanicznej zabawy?

Schładzacze, czyli jak sobie radzić w sytuacji awaryjnej

Każdemu z nas (no, może nie tym, którzy mają termometry do wina) zdarza się kupić butelkę na ostatnią chwilę, mieć nagłą ochotę na białe wino, gdy w lodówce go nie ma, w końcu odwiedzają nas czasem nieoczekiwani goście. Na takie okazje wymyślono wszelkiej maści coolery, które przydają się również do tego, by utrzymać wino w odpowiedniej temperaturze, zwłaszcza gdy świeci słońce, a my jesteśmy na świeżym powietrzu. Jednym z najbardziej praktycznych urządzeń tego rodzaju jest lodowy kołnierz - wypełniony w środku szybko zamarzającą cieczą - który należy trzymać w zamrażalniku. Nałożony na butelkę pomaga ją szybko schłodzić, zwłaszcza gdy dodatkowo włożymy ją do lodówki, a tym bardziej do zamrażalnika, co samo w sobie jest najbardziej skuteczną metodą szybkiego chłodzenia wina. Mniej skuteczny jest niedawno wymyślony corkcicle - przypominający długi, zakończony korkiem sopel lodu, który również należy trzymać w zamrażalniku. Mrozi on wino od środka - dyskretnie, by tak rzec, jest więc bardziej elegancki od chłodzącego kołnierza i prostszy w użyciu od wiaderka z lodem, działa jednak bardzo powoli. Zupełnie natomiast nie zawracajmy sobie głowy różnymi elektrycznymi coolerami w rodzaju Wairing Pro Wine Chiller, które, choć mają oprogramowanie na 33 różne rodzaje wina, chłodzą je dużo dłużej, niż obiecują, a w dodatku są bardzo drogie, kosztują między 150 a 450 zł. Dla porównania: cena lodowego kołnierza to jakieś 40 zł.

Korkociąg, czyli rzecz niezbędna

Korkociągów istnieje cała masa i żeby je wszystkie omówić, potrzebowalibyśmy oddzielnego artykułu. W domu każdego winomana powinien znaleźć się klasyczny "kelnerski" korkociąg zaopatrzony w wysokiej jakości śrubę, dwustopniową dźwignię, by korek było łatwiej wyciągać, i nożyk do obcinania folii. Miłośnikom win starych możemy sprezentować tzw. korkociąg-wąsy, który zamiast śruby ma dwa metalowe pręty chwytające korek po bokach. Przydaje się on do wyjmowania korków uszkodzonych i tych, które ze względu na swój wiek łatwo się kruszą.

Obcinaczka do folii, czyli jak zrobić to szybciej

Wprawdzie przy korkociągu mamy nożyk do obcinania folii, ale obcinaczka jest bardzo poręczna, gdyż nałożona na szczyt butelki jednym ćwierćobrotem usuwa wierzchnią część kapsułki, odsłaniając korek. Szkopuł w tym, że robi to nad zgrubieniem szyjki, podczas gdy prawidłowo folię należy obcinać pod tym zgrubieniem, by wino przy nalewaniu nie wchodziło w ewentualny kontakt z metalem.

Niekapka, czyli perfekcyjna pani domu

Po angielsku zwana jest dropstopem, zapobiega bowiem spływaniu kropli wina po butelce, a dalej plamieniu obrusu. Występuje w różnych formach. Najprostsza, jedno- lub kilkurazowa, ma kształt aluminiowego kółka, które zwijamy w rulonik i wsuwamy w szyjkę butelki. Ale są też niekapki bardziej trwałe, mające postać plastikowego lub szklanego lejka, a także niekapki w kształcie metalowych pierścieni wkładanych na zewnętrzną część szyjki.

Aeratory i magnezatory, czyli winiarska perwersja

Brzmi perwersyjnie. I takież jest. To urządzenia, które mechanicznie wpływając na strukturę wina, przyspieszają proces dekantacji. Jeden z najbardziej skutecznych napowietrzaczy opracowała firma Vinturi - działa na zasadzie prawa Bernoulliego: w winie przelewanym przez zwężającą się rurkę spada ciśnienie, a dzięki temu przez otwór z boku zasysane jest powietrze, które, jak zapewnia firma, "miesza się z winem w odpowiednich proporcjach".

Mniej skomplikowane rodzaje napowietrzaczy po prostu spowalniają proces nalewania wina, którego strumień wchodzi dzięki temu w dłuższy kontakt z tlenem.

Magnetyzatory natomiast, o kształcie metalowej obręczy zakładanej na szyjkę butelki, tworzą pole magnetyczne, co, jak twierdzą producenci, wpływa na cząsteczkową strukturę wina, a w konsekwencji powoduje, że jego taniny miękną, aromaty zaś stają się bardziej wyraziste. Zabawka ta, opracowana przez firmę Wine Clip, kosztuje około 150 zł, jednak jej efekt należy do gatunku placebo. Niecierpliwym polecałabym kosztujący mniej więcej tyle samo Vinturi, który zdecydowanie zmienia wino, choć nie zawsze na lepsze. A bardzo niecierpliwym wychwalaną przez niektórych hiperdekantację - miksowanie wina przez minutę w blenderze. Żartuję oczywiście, bo tak naprawdę częściej to winu szkodzi, niż je poprawia, pomijając już komiczny aspekt tej czynności. A także, nazwijmy go: ideowy. Bo, czy pijąc wino wieczorem, nadal musimy się spieszyć? Czy nie lepiej po prostu przelać je do karafki albo poczekać, aż zmieni się już w kieliszku?

Zatyczki, czyli jak odłożyć wino na później

A co, jeśli otwartej butelki nie wypijemy i chcemy ją zostawić na później? Urządzeniem, które swego czasu zrobiło furorę, był niejaki Wine Saver, pompka próżniowa opracowana przez firmę Vacu Vin. Urządzenie odsysa powietrze z butelki, a następnie zamyka je gumową zatyczką. Badania laboratoryjne wykazały jednak, że po kilku godzinach tlen znowu przedostaje się do nieszczelnie zamkniętej butelki - skuteczność systemu jest więc zerowa. Rzeczywiście przełomowym gadżetem, jaki pojawił się na rynku w ostatnim roku, jest Coravin opracowany przez Grega Lambrechta, inżyniera specjalizującego się w igłach chirurgicznych. Dzięki temu narzędziu możemy się napić wina, nie otwierając butelki. Odsysa ono bowiem dowolną ilość płynu przez perforowaną igłę wbitą w korek, który po jej usunięciu naturalnie się rozpręża, zachowując taką samą szczelność. Do butelki natomiast wpuszczany jest obojętny gaz - argon, który będąc cięższym od tlenu, tworzy nad powierzchnią wina "warstwę ochronną" zapobiegającą jego utlenieniu. Cena Coravinu to mniej  więcej 1000 zł. Koszt jednej kapsułki argonu, która wystarcza na cztery wina, to około 30 zł. W warunkach domowych przyrząd ten ma ograniczone zastosowanie: rzadko kiedy otwieramy butelkę wielkiego wina, by potem jej nie skończyć. Coravin może jednak zrewolucjonizować rynek restauracji, które chętniej będą sprzedawały droższe wina na kieliszki. W domu, gdy nie wypijemy butelki, warto mieć pod ręką zatyczki ze stali nierdzewnej uszczelnione sylikonem - przepuszczają znacznie mniej tlenu niż przedziurawiony korkociągiem korek, poza tym łatwiej je wbić w butelkę.

Tym, którzy mają już wszystko, branża okołowiniarska podsuwa z prędkością światła coraz bardziej pomysłowe akcesoria, jak chociażby nosidełka na kieliszki, byśmy na standing party mogli swobodniej gestykulować; muchołapki, gdy pijemy na wsi; skarpetki dla kieliszków, by obrus na pewno się nie zaplamił, i wiele, wiele innych, na które spuszczę zasłonę milczenia.

Tak naprawdę porządny kieliszek i porządny korkociąg do szczęścia w zupełności wystarczą. Reszta jest ekscesem.