Czy możemy jeść produkty przeterminowane?

Tadeusz Pióro, Marek Bieńczyk
Obcokrajowcy lubią naszą kuchnię, jednak wielu narzeka, iż jest zbyt tłusta.

Obcokrajowcy lubią naszą kuchnię, jednak wielu narzeka, iż jest zbyt tłusta. (fot. iStock)

Data ważności, choć konieczna, przyśpiesza produkcję żywności i zwiększa jej marnotrawienie. Kto tego nie chce, skorzysta z doświadczenia naszych felietonistów. Według nich kartofel i makaron dobrze resztkują...
1 z 3
fot. iStock
fot. iStock

Po co jest data ważności?

Tadeusz Pióro
Poeta, tłumacz, kucharz i smakosz. Prawie codziennie gotuje ambitny obiad. Wykłada literaturę amerykańską na Uniwersytecie Warszawskim.

Marek Bieńczyk
Pisarz, eseista, tłumacz i miłośnik wszystkiego, co francuskie. Znawca win i dobrej kuchni. Laureat Nagrody Literackiej NIKE 2012.

Tadeusz: Przyznaj się, Mareczku, bez bicia, że na niedzielny obiad rosołu nie jadasz.

Marek: Rosołu? Na niedzielny obiad? Czyś ty się szaleju nałykał?

T: Bynajmniej, przypomniałem sobie tylko wypowiedzi jakiegoś polityka sprzed dziesięciu lat o istocie życia rodzinnego w naszej ojczyźnie.

M: To jeszcze nie powód, żeby je przytaczać!

T: Kiedy my tak wiele wspominamy w tych naszych rozmowach, jakbyśmy zapomnieli, że jest jeszcze przyszłość .

M: Oj, nie marudź, tylko mów, o co ci chodzi!

T: Toż mówię od początku, że o niedzielny obiadek. Bo gdybyś jadał w niedzielę rosół, taki prawdziwy rosół ...

M: prasłowiański?

T: ...no, powiedzmy, przedwojenny, na wołowinie albo cielęcinie, z której następnie twoja Gruba zrobiłaby farsz.

M: Co? Kto? Gruba? Chcesz zaliczyć w jarum? W przedwojennym stylu?

T: Przepraszam, na wiosnę staję się nieznośnie niepoprawny.

M: Weź się w garść! Co z tym rosołem?

T: Otóż, mój złoty, do takiego rosołu konieczny jest makaron, i tak to już świat nasz urządzony, że pani domu, która rzecz jasna może być panem domu do licha, nie to chciałem powiedzieć! Od nowa zatem: osoba płci dowolnej, zobowiązana małżeńskim ślubowaniem do zrobienia tego makaronu, na ogół robi go więcej, niż do rosołu potrzeba, bo rosół, trzeba ci wiedzieć, ma być makaronem li tylko wzbogacony, urozmaicony, a nie wypełniony.

M: I co dalej?

T: Jakże - co dalej? Zostaje cała micha makaronu! Co z nią zrobisz?

M: Zjem na zimno z chińskim sosem orzechowym. Może być?

T: No, niech ci będzie.

M: A ty co byś zrobił z takim makaronem?

T: Nigdy o tym nie myślałem, bo rosół mnie nie dotyczy.

M: Obawiam się, mój złoty, że rosół dotyczy nas wszystkich.

T: Nie zgadzam się. Nas wszystkich dotyczy makaron. I reszta resztek, niekoniecznie tak apetycznych jak dobre kluski. Co z nimi począć?

M: To wielkie pytanie. Wyrzut na sumieniu europejskiej cywilizacji. I w jeszcze większym stopniu amerykańskiej. Ciągle coś nie tak. Nie dość, że wyrzucamy sobie, że jemy, bo zdrowiej jest pościć, to jeszcze mamy sobie za złe, że jemy do syta. I że jak już zjemy, to i tak zostanie coś na talerzu czy w garnku i to też nas martwi. Same zmartwienia.

T: Zostawmy już ten rosół z makaronem i weźmy na warsztat kartofelki. Gotowane pyry - pozostałość z obiadu, nie musi być niedzielny, ale w niedziele bywało ich najwięcej. Odsmażane na maśle wieczorem, a ku nim zsiadłe mleko. Pamiętasz?

M: Oj, pamiętam. I czule wspominam. I te kartofelki miały sens, a ten obiadowy suchy schab ni w ząb.

T: Właśnie! I skąd ten sens się brał?

M: Jakże - skąd? Z dobroci! Resztki kartofli, kiedy sobie leżą w lodówce przez pół dnia albo nawet dłużej, nabierają dobroci. Smakują lepiej, ale taka natura tych bulw. Na zimno - jeszcze pyszniejsze niż na ciepło, zaraz do jakiejś sałatki można je wkroić,właściwie do każdej, bo do każdej pasują. Kartofel dobrze resztkuje, to król przetrwania. Makaron starzeje się gorzej. A z warzywami to już często apokalipsa. No i w ogóle odgrzewanie, odnawianie, wyciskanie sensu i smaku z tego, co zalega, i temu podobne czynności wymagają pewnej determinacji - czujemy bowiem, że coś tu nie tak, że coś źle wcześniej obliczyliśmy, że sprzeniewierzamy się zasadzie świeżości i czystości, czy coś w tym stylu.

T: Cywilizacja, o której opowiadasz, wymyśliła bat na siebie samą, mam na myśli datę ważności. Z jednej strony jest ona konieczna, lecz z drugiej przyśpiesza, że tak powiem, produkcję potencjalnych resztek. Potencjalne marnotrawienie.

M: Ostatnio zjadłem na obiad puszkę chicken korma przeterminowaną o rok.

T: I co?

M: Widzisz, błyszczę intelektem jak brzytwa.

T: Ale jak mogłeś mieć ochotę na konserwę? Ty, francuski piesek?

M: Odczep się od zwierząt, Tadziu, to też niepoprawne. Zjadłem eksperymentalnie, na poczet naszej dzisiejszej rozmowy. W każdym razie smakowała tak samo, jak ta z trzyletnią jeszcze datą ważności.

T: No właśnie, nie powinno być dat ważności, tylko ocena doświadczalna: otwierasz puszkę czy opakowanie, wąchasz, smakujesz odrobinę i decydujesz, dobre czy nie.

M: Przeceniasz człowieka, kochany. Połowa ludności chodziłaby struta, bo każdemu byłoby żal wyrzucić. A kiedy jest data, żal jest mniejszy, bo ktoś podjął za nas decyzję. No ale powiedz, prosisz w knajpach o doggy bag? Wiem, że pytanie cokolwiek retoryczne, bo i tak wszystko dojadasz. O ile sam płacisz.

T: No proszę, dowcipny jak szczypiorek na wiosnę. Ale ci odpowiem. Nie proszę, bo się wstydzę.

M: Mieszkałeś przecież w Stanach, a tam nikt się nie wstydzi.

T: Nie wkurzaj Słowianina we mnie. Słowianin się wstydzi, że kelner pomyśli, że jest skąpy.

M: I w ten sposób kupa żarcia ląduje w koszu na śmiecie.

T: Lecz nie jest to ostatnie ogniwo łańcucha pokarmowego, ponieważ do akcji wchodzą freganie.

M: Kto taki?

T: Freganie, z angielskiego free, czyli darmowy, i weganizmu.

M: Ach, tak, już pamiętam. To ci, którzy aktualnie zaliczają się do hipsterów, ale po udanych reformach gospodarczych powrócą do modnych knajp, bo grzebanie w śmietnikach będzie zbyt mainstreamowe.

T: Nic dodać, nic ująć, Mareczku. Chociaż znam takiego starego kucharza, Francuza, który większość życia zawodowego spędził w jakimś kurorcie w Walii i raz nawet obsługiwał angielską królową, a teraz mieszka w Burgundii i jest freganinem. Mówi, że gnijące awokado jest lepsze od świeżego.

M: I ma rację. Ale na owocach nie ma terminu przydatności do spożycia.

Sprawdź, które produkty można jeść po upływie terminu ważności.

2 z 3
fot. iStock
fot. iStock

Zupa szpinakowa z kurczakiem

Dla 2 osób Przygotowanie: 15 minut

150 g szpinaku,
kilka łyżek śmietany 18-proc.,
marchewka,
pół kalafiora,
750 ml domowej roboty wywaru drobiowego,
pierś z upieczonego kurczaka,
sól i pieprz

Szpinak dusimy do miękkości, rozdrabniamy w robocie kuchennym na miazgę, dodajemy śmietanę. Pokrojoną w słupki marchew oraz różyczki kalafiora gotujemy w wywarze przez parę minut - powinny zachować chrupkość. Dodajemy szpinak, gotujemy przez kilka minut i wlewamy gorącą zupę do talerzy, w których leży obrana ze skóry i pokrojona w kostkę pierś z upieczonego kurczaka.

Tadzio prosi, by nie polecać sauvignon blanc do jego zupy, więc się nie upieram. Ale taka bordoska kompozycja z sémillon, sauvignon i muscadelle by podeszła. Na przykład Cuvée des Conti od świetnego producenta Tour des Gendres z Bergerac, czyli kuzyna Bordeaux (ok. 50 zł).

3 z 3
fot. iStock
fot. iStock

Omlet ze spaghetti

Dla 2 osób Przygotowanie: 15 minut
3 jajka, sól, pieprz, 100 g ugotowanego spaghetti, parmezan, natka pietruszki (dowolnie), łyżka masła

Jajka wbijamy do dużej miski, ubijamy lekko, dodajemy sól i pieprz, mieszamy, dodajemy spaghetti, mieszamy bardzo skrupulatnie, dodajemy parmezan i natkę, mieszamy ponownie. Masło rozgrzewamy na patelni, wrzucamy do niej zawartość miski i smażymy na ogniu średnim ze wskazaniem na nieduży. Kiedy spód omletu się zrumieni dość mocno, odwracamy go na drugą stronę i smażymy, aż zrumieni się aktualny spód. Gotowe.

Do omletów trudno coś dobrać, ale zastrzelę Tadzia winem musującym. Coś mocno wytrawnego, najlepiej brut zero albo brut nature, czy to cava, czy to szampan, czy to franciacorta.