Pociągiem przez Syberię
Kolej transsyberyjska
W kwestii jedzenia podczas podróży Koleją Transsyberyjską obowiązuje zasada: jemy to, co przyniesie najbliższa stacja. Na peronie wyrasta prawdziwy orientalny bazar. Jest czas na sezonowe, regionalne zakupy od babuszek. W centralnej Syberii to owoce i warzywa prosto z sadu oraz domowe obiadki. Nad Bajkałem spotykane tylko tam ryby (suszone, wędzone i zawinięte w gazetę), w okolicach Ułan Ude potrawy mongolskie, a od Chabarowska począwszy ? świeże owoce morza.
Podczas podróży na pewno dostaniecie wrzątek z samowara, więc wszyscy pasażerowie piją herbatę z chyboczących się szklanek w metalowych koszyczkach, celebrując tę czynność. A kiedy poczęstują was alkoholem, raczej nie odmawiajcie. Kilka kilometrów za Tomskiem nowo poznane koleżanki zapraszają mnie na utriennyj czaj. Jest siódma rano, biorę swój podróżny kubek, torebkę z herbatą i ciasteczka. Dziewczęta, śmiejąc się i trącając puszkami, wyjaśniają, że "poranna herbatka" to piwo, a zamiast ciastek powinnam przynieść suszoną rybę. ? Musisz się jeszcze sporo dowiedzieć o Syberii ? mówi z uśmiechem Irina.
Rzeczywiście, podczas tej podróży wiele się uczę. Jak obierać suszoną rybę. Jak jeść kawior łyżkami. Jak pić wódkę prosto z litrowej butelki. Uczę się też od zera całkiem nieźle mówić po rosyjsku i czytać bukwy.
Moskwa (0 km, Czas Moskiewski MT)
Po kilku przesiadkach i wielogodzinnej nocnej zmianie kół pociągu, który na granicy trzeba przestawić na szerokie tory, jestem w Moskwie. Mam tylko parę godzin na zwiedzanie i chłonięcie tej potężnej stolicy, w której stacje metra wyglądają jak sale balowe, a ulice mają po sześć pasów w jedną stronę. Wreszcie Dworzec Jarosławski. To stąd zaczynają się tory Kolei Transsyberyjskiej. Przy peronach targowisko niczym na dawnym Stadionie Dziesięciolecia. W jednej z budek kupuję mapę Rosji i szukam spokojnego miejsca, żeby zebrać myśli. Po chwili przecieram ceratę na stoliku i rozkładam mapę między talerzem pieprznych pierożków pielmieni ze śmietaną a szklanką piwa Bałtika. Dopiero z tej, rosyjskocentrycznej perspektywy widać, co mnie czeka. Przede mną cały kontynent, a Polska to jedynie mały punkcik w lewym górnym rogu mapy. Zresztą z perspektywy Rosji zabawnie wygląda, bo jest położona na wschodnim boku i kompletnie nie przypomina kształtu, jaki znamy. Przede mną cztery dni bez przerwy w pociągu, więc zaopatruję się w dobry koniak, by dodać sobie otuchy.
Przed północą podchodzę do rdzawych, pachnących metalem i smarem torów fantazyjnie podwiniętych na końcu i zamkniętych betonowym peronem. Dokładnie w tym miejscu zaczyna się żelazna droga na wschód. Na tym pokrytym niedopałkami tanich papierosów peronie dla mnie zaczyna się Syberia? Z zamyślenia wyrywa mnie prowadnica szorstkim: ? Bilieti pażałsta! Prowadnica, czyli kierownik wagonu, stojąca przed drzwiami do każdego z nich i sprawdzająca bilety, wewnątrz pociągu staje się jedynowładcą ? rozdaje pościel, nastawia samowar, pilnuje porządku i zamyka toalety w sanitarnej zonie (czyli ok. 30 minut przed i za każdą dużą stacją). Przedział w wagonie płackartnym to cztery łóżka ? dwa na dole i dwa na górze. I jeszcze dwa po drugiej stronie korytarza. Nie ma drzwi. To miejsce, w którym spędzę najbliższe cztery dni. Pasażerowie od razu zaczynają wyjmować kosmetyczki i ręczniki, a na małym stoliku rozkładają łyżeczki i torebki z herbatą oraz kostkami cukru. Nim miniemy uwiecznioną w literaturze stację Pietuszki, już jesteśmy zaprzyjaźnieni, a obok szklanek herbaty w kagańcach metalowych koszyczków pojawiają się podróżne kubeczki z koniakiem.
Jekaterynburg (1778 km, MT+2)
Na 1777 kilometrze trasy transsyberyjskiej pociąg mija obelisk wyznaczający granicę między Europą a Azją. To znak, że przekroczyliśmy Ural i docieramy do Jekaterynburga, do 1991 roku noszącego nazwę Swierdłowsk. Miasta, które wydało Borysa Jelcyna i pogrzebało rodzinę carską ? Mikołaja II z małżonką i pięciorgiem dzieci ? zamordowanych tu w lipcową noc 1918 roku. Na miejscu egzekucji znajduje się dziś Cerkiew Na Krwi pod wezwaniem Wszystkich Świętych w Ziemi Rosyjskiej Jaśniejących.
Nowosybirsk (3303 km, MT+3)
Duże miasto nad Obem w samym sercu Syberii szczyci się dwiema liniami metra i największym dworcem w Rosji. Zmiana pasażerów. Zamiast prowincjonalnego urzędnika i cichej nauczycielki, dostaję nowe towarzystwo. Do wagonu wsiadają żołnierze wracający do domu po dwuletniej służbie. Wpadają, tratując wszystko po drodze. Jeden z nich dzierży w dłoni litrową butelkę wódki Wojennaja. Oczywiście zajmuje miejsce naprzeciwko mnie. Przez szybę stukają się butelkami z kolegą, który został na peronie, pociągają po solidnym łyku. Pociąg rusza. Osamotniony żołnierz siada i spogląda na mnie. Podaje flaszkę i mówi: ? Dawaj, paznakomimsja. Dwie minuty później jesteśmy już kumplami.
W czasie podróży Koleją Transsyberyjską tylko od przypadku zależy, z kim przez najbliższe dni spędzisz czas. Na dwóch metrach kwadratowych przestrzeni będziesz dzielić stół, a także łoże (bo ci z górnych pryczy w ciągu dnia przesiadają się na łóżka tych z dołu), z coraz to innymi ludźmi. To może być miła przedszkolanka, złotozęby cinkciarz z Azerbejdżanu, emerytowany budowniczy Kolei Bajkalsko-Amurskiej, sprzątaczka z elektrowni atomowej, kibice trzecioligowej drużyny z Tomska, mongolscy mafiozi albo żołnierze wracający do domów po służbie wojskowej na łodzi podwodnej. Jedno jest pewne: podczas długich godzin podróży poznasz całe ich życie, a prawdopodobnie zobaczysz też bliższą i dalszą rodzinę, bo podróżni Kolei Transsyberyjskiej wożą ze sobą albumy ze zdjęciami i chętnie ci je pokażą.
Towarzystwo to w pociągu podstawa. Ludzie momentalnie się bratają i przechodzą na ?ty? ? mimo różnic kulturowych, klasowych lub pokoleniowych ? i zaczynają wspólną biesiadę. Na płachcie gazety ląduje domowej roboty wędzona słonina, suszone ryby, świeże pomidory i ogórki z przydomowego ogródka. Ale największą atrakcją jest postój na stacji. Już na długo przed przyjazdem pociągu miejscowi handlarze rozkładają na peronie swoje stoiska z jedzeniem, a babuszki wprost z płóciennych toreb sprzedają domowe obiady: kotlet z ziemniakami posypanymi koperkiem i mizeria, do tego owoce z własnego sadu. Wszyscy wylegają z pociągu na peron. Kupują jedzenie, piwo, karty do gry. Handlują, rozmawiają, żartują. Po chwili ruszamy dalej, a miejscowi zwijają kramy i wracają do domów. Kiedy budowano kolej, wiele miasteczek walczyło o to, by właśnie w nich powstały stacje. Ta decyzja wiele miast skazywała na niebyt, innym znacznie podniosła rangę.
Irkuck (5153 km, MT+5)
Misterne, powycinane w drewnie ornamenty XIX-wiecznych drewnianych domów nazywane są "koronkami z Irkucka". Niektóre budynki pozapadane aż po okna, to efekt topnienia wiecznej zmarzliny. Od Irkucka, nieoficjalnej stolicy Syberii Wschodniej, rozpoczyna się najciekawszy odcinek trasy, który się ciągnie do samego Chabarowska. Najpierw przez kilka godzin jazdy oglądam z jednej strony najgłębsze na świecie jezioro Bajkał, a z drugiej ośnieżone szczyty gór Chamar-Daban. Potem, dzięki licznym na tym obszarze wzniesieniom i zakrętom, mogę fotografować długi na kilometr pociąg i piękne krajobrazy. Już od miejscowości letniskowej Sludianka babuszki sprzedające na stacjach zachwalają wędzone ryby z Bajkału. Na niemal wszystkich stolikach w pociągu lądują wędzone omule ? endemiczne ryby nazywane przez miejscowych "złotem Bajkału".
Ułan Ude (5609 km, MT+5)
Odcinek, którym podróżuję, to główny szlak linii transsyberyjskiej. Przekracza siedem stref czasowych, chociaż zegary na stacjach i tak działają według czasu moskiewskiego. Tory od Moskwy do Władywostoku mają długość 9259 km. Dużo, ale dla Rosjan pokonywanie takich przestrzeni to normalna sprawa. Bywa, że jeżdżą dwa dni do rodziny albo sześć dni do pracy. Tak jak skośnooka Buriatka Lena, z którą jadę od Ułan Ude do Chabarowska. Mamy więc prawie trzy dni, żeby spokojnie porozmawiać. To jedyna spotkana w drodze osoba, która mówi płynnie po angielsku. Nic dziwnego, skończyła dwa kierunki studiów i pracuje w międzynarodowej firmie na Kamczatce. Dojeżdża tam raz na trzy miesiące z wioski nad Bajkałem, gdzie z jej mamą mieszka jej dwuletni syn. Spędza z najbliższymi tydzień, a potem rusza w drogę powrotną do pracy. Najpierw pociągiem podmiejskim do Ułan Ude, potem transsibem do Chabarowska, miasta wysuniętego na trasie kolei najbardziej na wschód, stamtąd jedzie jeszcze dwa dni na pace gruzawika (ciężarówce) do siedziby firmy. Po drodze opowiada mi o swoim życiu i o stolicy ? Buriacji ? mieście zamkniętym dla przyjezdnych do 1991 roku. To stąd od transsibu odchodzą tory linii transmongolskiej, do Ułan Bator i dalej do Pekinu. Kiedy planowano budowę Kolei Transsyberyjskiej władze walczyły, by trasa przebiegała przez miasto i by nie stało się ono zapadłą wioską. Pierwszy pociąg w 1899 roku witano tu z flagami i lampionami. Mieszkańcy to etnicznie Buriaci i Mongołowie, a obok cerkwi są buddyjskie klasztory. Na głównym placu miasta ? wysoka na ponad siedem metrów głowa Lenina. W restauracji z widokiem na ten dziwaczny pomnik próbuję przysmaków buriackiej kuchni. Jest oparta na mięsie i mleku, przypomina mongolską. Swojsko smakują manty (przyprawione mięso mielone w cieście, przygotowywane na parze), a do tego zielona herbata z mlekiem.
Chabarowsk (8493 km, MT+7)
Stąd już blisko do oceanu, więc w ofercie peronowych handlarzy królują kilkumetrowe wędzone ryby i litrowe słoiki ciasno wypełnione dużymi ziarnami czerwonego kawioru. Wszystko za bezcen, więc wagon szybko wypełnia intensywna woń. Niemal każdy pasażer ma przed sobą wielki słój kawioru i zajada się nim łyżkami. Pociąg przejeżdża najdłuższym mostem na trasie przez Amur, graniczną rzekę Chin i Rosji, jedną z wielkich syberyjskich rzek. Ciągnący się na 2590 metrów gigant był przez dziesięciolecia najdłuższym mostem w ZSRR i Azji. Przęsła zostały wyprodukowane w Warszawie i dotarły nad Pacyfik drogą morską dookoła Eurazji.
Władywostok (9259 km, MT+7)
Na trzy godziny przed przyjazdem do Władywostoku zaczynam się pakować. Gdy potem przypominam to sobie w jadącym trzy godziny pociągu z Warszawy do Krakowa, tylko się uśmiecham. Ale teraz już najwyższy czas, by przebrać się w wyjściowe ubranie, pozmywać naczynia, spakować rzeczy, pościelić łóżko i pożegnać z przyjaciółmi z pociągu. Po wyjściu na ulicę jeszcze przez dłuższy czas dzwoni mi w uszach miarowy stukot kół. Miasto jest najpiękniejszą nagrodą za trudy wielodniowej podróży. Ciepłe, nowoczesne, położone na wzgórzach, z ostro wcinającymi się w ląd zatokami i malutkimi wysepkami rozsianymi po Morzu Japońskim, czyli właściwie po części Pacyfiku. Mieszkańcy masowo sprowadzają japońskie samochody z kierownicą po prawej stronie, zamiast budek z fast foodami są sklepiki z robionym na miejscu świeżutkim sushi, które kosztuje grosze. Japońscy turyści przypływają promami, bo Władywostok jest dla nich tani i egzotyczny. Wagonikiem kolejki widokowej wyjeżdżam na wzgórze nad zatoką, by ogarnąć wzrokiem miasto i port, w którym stoją tankowce i łodzie podwodne. Pod pobliskim pomnikiem Cyryla i Metodego chętnie fotografują się nowożeńcy. W takich sesjach bierze udział grupa przyjaciół pary. Już zaczynają wesele. Świadek podaje z otwartego bagażnika przekąski i szczodrze polewa Sowietskoje Igristoje. Wieczorem idę na nadmorską promenadę. Zamawiam duży słoik kawioru, świeże pieczywo i oczywiście ? rosyjskiego ?szampana?. Jest co świętować.
Kolej Transsyberyjska dla początkujących
Co wybrać?
Tysiące kilometrów Syberii można pokonać na dwa sposoby: jednym pociągiem łączącym stacje docelowe, np. Moskwa ? Władywostok ? ale to opcja dla tych, którzy po pierwsze nie zamierzają robić przystanków po drodze, a po drugie ? są w stanie znieść tydzień w wagonie bez przerwy. Kto nie wytrzyma tak długo bez postoju, lepiej niech, tak jak ja, wybierze krótsze odcinki: z Moskwy do Nowosybirska i Irkucka. Potem nad Bajkał, stamtąd do Ułan Ude, skąd odchodzi linia kolei do Mongolii i Chin, wreszcie do Władywostoku. Bilet najlepiej kupić poprzez stronę: rzd.ru
Standard podróży
Może być różny ? od najtańszego wagonu (obszczyj) do najdroższego (kupiennyj).
Obszczyj ? dla ludzi o mocnych nerwach. Najtańszy wagon z miejscami do siedzenia. Łóżka są piętrowe, pokryte sztuczną skórą, tak jak w droższym płackartnym, tyle że nie ma pościeli, a na jednym łóżku muszą się zmieścić na siedząco trzy osoby. Takim pociągiem jadę raz, o świcie, nad Bajkałem. Dzielę łóżko z pachnącymi ziemią i mchem zbieraczami brusznicy z aluminiowymi bańkami pełnymi owoców na plecach. Kupuję od nich za kilka rubli całą reklamówkę świeżej syberyjskiej żurawiny zrywanej w nocy.
Płackartnyj ? co prawda nie ma tu przedziałów, tylko sześciomiejscowe boksy, ale przynajmniej na jedno łóżko przypada jedna osoba. Pasażerowie w czasie podróży całe dnie przechadzają się w piżamach albo dresach. Czują się jak w domu. Podróż w płackartnym to esencja tego, o co chodzi w Kolei Transsyberyjskiej ? nie zamykamy się w przedziale, tylko poznajemy nowych ludzi. Mam wrażenie, że od kiedy trafiamy do jednego wagonu ? jesteśmy "swoi". Sąsiedzi pilnują nawzajem swoich rzeczy i pomagają sobie. Pilnują kolejki do kąpieli, która w Kolei Transsyberyjskiej jest prawdziwym wyzwaniem. W umywalce w ciasnej toalecie z kranu leci zimna woda, i to tylko wtedy, gdy jedną ręką trzyma się wciśnięty bolec znajdujący się pod kranem, który zazwyczaj bardzo ciężko chodzi. Drugą ręką można próbować się myć, jednocześnie uważając, by przez nieuwagę nie postawić bosej stopy na potwornie brudnej, żeliwnej podłodze. Ciepłą wodę do mycia głowy zdobywam, nalewając do kubka do połowy wypełnionego zimną wodą z kranu kipiatok z samowara.
Kupiennyj ? wagon z czteroosobowymi przedziałami i lux z dwójkami. Jest co najmniej o połowę droższy od najpopularniejszej płackarty.