Wielkanocna kuchnia Karaimów

Aneta Augustyn
Ciastka drożdżowe z cynamonem

Ciastka drożdżowe z cynamonem (Fot. Łukasz Giza)

Na stole obowiązkowo pojawią się tymbyły, czyli przaśniki, gorzkie zioła i?jagnięcina. Właśnie teraz, 15. dnia miesiąca Artarych-aj, w roku 5773, czyli 27 marca 2013, polscy Karaimi rozpoczynają obchody swojej Wielkanocy, jednego z?najważniejszych świąt w roku
1 z 6
Fot. Bogusław Abkowicz
Fot. Bogusław Abkowicz

Tradycje wielkanocne

Na fotografii sprzed czterech dekad dwuletnia Mariola zagniata z babcią tymbyły. Cienkie jak opłatek placki, bez których nie może się obejść Chydży Tymbyłłarnyn - Wielkanoc, pierwsze święto karaimskiego roku. Obchodzone na pamiątkę wyjścia Izraelitów z Egiptu, rozpoczyna się 15. dnia miesiąca Artarych-aj o zachodzie słońca i trwa przez tydzień. "Tylko niekwaszony chleb można jeść w czasie tych siedmiu dni i nie będzie można ujrzeć u ciebie żadnego kwasu w twoich granicach", mówi Pismo, więc Karaimki nie tylko gruntownie sprzątają dom, ale również usuwają z kuchni wszystko, co kwaśne. Kwaśne, czyli niedozwolone: chleb i to, co przeszło fermentację, np. śmietanę, kefir, jogurt; ale też niefermentowane, lecz kwaśne przetwory, chociażby keczup.


Księga Wyjścia mówi również "I będą jeść mięso onej nocy pieczone przy ogniu, z przaśniki, z zioły gorzkiemi będą go jeść", więc na stole pojawia się pieczona jagnięcina, jaja pieczone w soli, tzw. gorzkie zioła (rzodkiewka, chrzan, szczypior i pieprz) symbolizujące cierpienia w niewoli egipskiej oraz przaśniki zwane tymbyłami. Do miski wyłącznie do tego celu przeznaczonej wsypuje się mąkę pszenną najlepszego gatunku i wlewa wodę - jednocześnie; potem nie wolno już dodawać składników. Zagniata się wyłącznie knykciami, a nie pełną ręką, wałkuje, skretuuje (czyli dziurkuje w odpowiedni sposób specjalnym rodzajem radełka - skretułką) i piecze. Pieczenie trwa kilka dni, bywa, że nawet 20 kilogramów ciasta trzeba przerobić na placki przed Wielkanocą, tak żeby wystarczyło dla rodziny i gości na świąteczny tydzień. Kiedyś przy tej okazji spotykały się całe rodziny; śpiewając i dogadując sobie, gospodynie mieszały i wałkowały, a mężczyźni zagniatali ciasto. Jest dobre, jeśli uderzone o stół wydaje głuchy dźwięk. Formuje się z niego okrągłe placki, które zastępują zwykły "kwaśny" chleb. Dla dzieci piecze się oprócz tego "cacka z dziurką", a dziewczyny robią dla chłopaków tymbyły z pieprzem albo tymbyłowe serca. Dziś piecze się je w piekarniku, kiedyś - w piecu chlebowym wymiecionym jodłowymi i sosnowymi gałązkami. Komu tymbył przy wyjmowaniu spadł z łopaty, tego wyrzucano z kuchni za sponiewieranie chleba. Pierwszy upieczony tymbył Karaimi palili, aby w ten sposób nakarmić anioła.

 

Bywają tymbyły bogatsze, z żółtkami, masłem, śmietanką, ale najpopularniejsze są właśnie te cienkie. Część z nich przerabia się na mąkę tymbyłową - miele się je w ręcznym młynku lub ściera na tarce; takiej mąki używa się potem do innych wypieków: do wielkanocnego tortu, do biszkoptu przełożonego maślanym kremem, lecz przede wszystkim do babek, zapiekanek, pierogów i gałek - pieczonych kul z ciasta tymbyłowego nadziewanych suszonymi śliwkami.

 

- W Piśmie czytamy: "Oto i przyprawiony tymbył, a miód to symbol słodyczy wolności i częstując się nim, my wspólnie łączymy się w radości z darowanego przez Boga wyzwolenia z niewoli". Dlatego przez cały tydzień tymbyły i miód czekają na niespodziewanych gości, a w paschalną niedzielę wypada spróbować tymbyłowego tortu w siedmiu domach. - To dopiero kaloryczne wyzwanie - mówi Mariola Abkowicz. Dwulatka z fotografii jest dziś szefową Związku Karaimów Polskich i nadal piecze przaśniki, bo podczas Wielkanocy (Święta Przaśników) wolno jeść tylko to, co zostało zrobione w domu. Pani Mariola gotuje nie tylko od święta. Kuchnia to silny element tożsamości, spajający rozsypanych po świecie Karaimów. Nie mniej istotny niż religia, język i obyczaje najmniejszej grupy etnicznej w Polsce. Jednej z czterech - oprócz Romów, Tatarów i Łemków.

 

Mniejszość najmniejsza
Jest ich garstka: na świecie dwa tysiące, w Polsce raptem dwieście, może trzysta osób.
Mariola, która urodziła się i mieszka we Wrocławiu, w rubryce "narodowość" zawsze pisze - karaimska.

 

- Nie jestem Polką, tylko polską Karaimką - mówi. Po przodkach ma intensywnie brązowe oczy i gęste ciemne włosy. Po tych przodkach, którzy na Krymie przyjęli religię karaimską i od niej nazwali się Karaimami. Z Krymu na Litwę sprowadził ich pod koniec XIV w. Witold Kiejstutowicz, późniejszy wielki książę litewski.

 

Z Karaimów, którzy cieszyli się opinią uczciwych i niesprzedajnych, książę stworzył przyboczną gwardię oraz załogi przygranicznych warowni. Jeszcze przed II wojną Wilno i Troki (dziś na Litwie) oraz Łuck i Halicz (na obecnej Ukrainie) były głównymi ośrodkami karaimskimi w Polsce. Po zmianie granic niemal wszyscy Karaimi z zachodniej Ukrainy wybrali Polskę, przesiedliła się także część ich pobratymców z Litwy. Tak uczynili krewni Marioli, którzy w latach 40. przyjechali na Ziemie Zachodnie. We Wrocławiu jej mama Zofia uczyła rosyjskiego, a tata Bogusław był kierownikiem banku.

 

Dziadek Rafał przerobił część mieszkania w poniemieckiej kamienicy na kienesę, dom modlitwy. Rafał Abkowicz (we wspomnieniach dzieci i wnuków "człowiek, od którego głosu drżały ściany"), zawodowy oficer, księgowy i ostatni hazzan karaimski [osoba sprawująca duchowe zwierzchnictwo nad gminą karaimską - red.] w Polsce, odprawiał w kienesie nabożeństwa dla kilkudziesięciu współwyznawców, którzy po wojnie przybyli na Dolny Śląsk z Litwy i Ukrainy. Był duchowym zwierzchnikiem gminy od roku 1919: najpierw w Trokach, potem w Łucku i Wilnie, a następnie we Wrocławiu. W powojennej Polsce był zresztą jedynym hazzanem - w sutannie przewiązanej szerokim pasem, w okrągłej czarnej czapce z białym otokiem, wyciągał z szafy modlitewniki i melodyjnie odczytywał wraz z wiernymi fragmenty Pisma, hymny i psalmy. Zaledwie kilka karaimskich modlitw czyta się cicho, cała reszta jest wyśpiewywana.
W mieszkaniu brakowało babińca, więc kobiety gromadziły się z tyłu pokoju.

 

- A babcia stała właściwie już w kuchni, bo wypadało przygotować poczęstunek dla tych, którzy przyszli - wspomina Mariola.

 

Przychodzili w sobotę, która jest dniem wolnym od pracy, dniem modlitwy i czytania Pisma. Stąd zresztą słowo "Karaim": kara po hebrajsku znaczy czytać, recytować. Przychodzili na święto Chydży Aftałarnyn (Święto Tygodni, upamiętniające przekazanie dziesięciorga przykazań Mojżeszowi), na Byrhy Kiuniu (początek roku rolniczego), na Bijancz Szabbaty (radosną sobotę, pierwszą po poście Kurban), na Boszatłych Kiuniu (dzień pojednania, wypełniony całodzienną modlitwą i postem).
Korzenie karaimizmu sięgają pierwszych wieków naszej ery. Jako doktryna powstał w Babilonii w VIII w., kiedy uczony Anan ben Dawid uporządkował ruchy antytalmudyczne i zaczął głosić powrót do "czystego" Słowa Bożego. Religia ta opiera się wyłącznie na Starym Testamencie, traktowanym jako księga doskonała i skończona. Nie uznaje dodatków, uzupełnień ani Talmudu (czyli komentarzy do Tory), jak również Nowego Testamentu ani Koranu, świętej księgi islamu. Przez prawie dwadzieścia wieków u Karaimów nie przybyło żadne nowe święto, post czy obyczaj, których nie byłoby w Piśmie.

 

- Nie polegamy na cudzym zdaniu, nie potrzebujemy komentarzy. Każdy z nas ma obowiązek samodzielnego studiowania i interpretacji Pięcioksięgu, Hagiografii i Ksiąg Proroków - opowiada wnuczka hazzana.

 

Kaplica we wrocławskiej kamienicy była ostatnią kienesą w Polsce; przestała istnieć w 1989 r., na krótko przed śmiercią Rafała Abkowicza. Dziś polscy Karaimi słuchają czasem nabożeństw ze starych nagrań, a na czas ważnych świąt zjeżdżają do Warszawy do mieszkania któregoś ze współwyznawców, gdzie mężczyźni melorecytują modlitwę. Najbliższą kienesę mają w litewskich Trokach, rodzinnym miasteczku Abkowiczów.

 

- Tam moja dusza odpoczywa - wzdycha Mariola, która od dziecka spędza w Trokach każde wakacje i gdzie ma więcej krewnych niż w Polsce. Pozostały tam groby jej antenatów, jest ulica Karaimska, wciąż istnieją drewniane domy dziadków. Ustawione szczytem do ulicy, niektóre z trzema oknami. Przewodnicy opowiadają, że jedno z okien Karaimi przeznaczają dla Boga, drugie dla Wielkiego Księcia Witolda, trzecie zaś - dla siebie. Pozostała także kienesa, w której nadal spotykają się wierni.

 

Karaimi zawsze cieszyli się pełnymi prawami obywatelskimi i na Litwie, i w Polsce; mówiono o nich, że odznaczali się wysokim poczuciem narodowym i religijnym. "Wobec nieistnienia w historii ludu karaickiego dążenia do utworzenia swojego bytu niepodległego wszelkie siły twórcze i cała przedsiębiorczość od wieków była skierowana do jak najlepszego zabezpieczenia sobie bytu i zorganizowania życia wewnętrznego. Warunki te wpłynęły na wyrobienie w Karaimach charakteru spokojnego i zrównoważonego", zanotowano w 1925 r. w raporcie Konsulatu Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej w Charkowie.

 

W dawnej Rzeczypospolitej Karaimi trudnili się rolnictwem (byli znakomitymi ogrodnikami), rzemiosłem, nauką, medycyną, żołnierką, kupiectwem, handlem końmi, pracowali jako tłumacze języków orientalnych. Wielu z nich było wykształconych; władali nie tylko karaimskim, ale i hebrajskim, niezbędnym do czytania Tory, i językami słowiańskimi używanymi w krajach, w których mieszkali, i które ich otaczały. Zamożni członkowie karaimskich gmin prowadzili rozliczne interesy, zakładali sklepy i fabryki - znane były m.in. fabryki tytoniu należące do kupieckich rodzin - Szyszmanów i Durunczów oraz Łopatów. O nich i o innych zasłużonych polskich Karaimach przypomina istniejący od XIX wieku cmentarz na warszawskiej Woli. Jedyny w Polsce.


2 z 6
Fot. Łukasz Giza
Fot. Łukasz Giza

Ciasto drożdżowe Karaimi odmieniają na wszelkie możliwe sposoby

Zapach piątku
Jak ptak na skrzydłach
poleciałbym do Trok,
tęsknotę budzi
zapach piątku (...)

Tam na wyspę wzywa mnie
zamek Witoldowy,
gotujący się rosół z makaronem,  zapach piątku.

Na niebiosach księżyc
niby kybyn kusi.
Pełnia księżyca gałkę
przypomina,
czuję zapach piątku.

Wyspy są na podobieństwo
babki ziemniaczanej,
cieszą me oczy,
przywołują zapach piątku!


Tak zmarły w 1982 r. poeta Szymon Firkowicz wspominał karaimski dom przy ulicy Karaimskiej, na której piątek pachnie szczególnie. W szabat, sobotę, czyli siódmy dzień tygodnia, ciało i dusza mają odpoczywać, więc sobotnie potrawy powinny być gotowe w przeddzień. - Za Peerelu różnie z tym było: w sobotę rodzice pracowali, ja chodziłam do szkoły. Dziś tego dnia staram się nic nie robić, to niedziela jest dla mnie dniem sprawunków i sprzątania, a sobota dniem świętym - opowiada Mariola.

 

Na sobotę szykuje rosół z makaronem, babkę kartoflaną, gannawy, podobne do cepelinów kule z tartych surowych ziemniaków, i przede wszystkim kybyny, czyli drożdżowe pierogi, ulubioną potrawę Karaimów. Faszeruje je nadzieniem z kapusty i pokrojonego w drobniutką kostkę surowego mięsa baraniego, a potem zapieka. Niegdyś te smakowitości wkładało się w piątek do pieca chlebowego i trzymało tam aż do sobotniego obiadu. Łącznie z prażonym mlekiem, które przetrzymane przez noc w piecu pokrywało się brązową skórką.

 

Żal, że w Polsce nie ma ani jednej restauracji z kuchnią karaimską, bo jest nadzwyczaj smakowita. Jest w niej baranina i koźlęcina, są ryby (wyłącznie te z łuskami) w zupach i farszach, są ziemniaki w babkach i zapiekankach. Są też baby ze szpinakiem, kawior z bakłażanów, pierogi z serem (zalane śmietaną i zapieczone), imam bajyłdy ("imam zemdlał", czyli bakłażan, pomidor i papryka upieczone na suchej blasze, obrane ze skórki i uduszone na oliwie z ziołami), kwas z suszonych jabłek i gruszek, krupnik na spirytusie i goździkach, a także napoje: z jarzębiny zebranej po pierwszych przymrozkach i z suszonych poziomek.

 

Ciasto drożdżowe Karaimi odmieniają na wszelkie możliwe sposoby - w pierogach na słono i w słodkich kasznikach, pierożkach z serem, rodzynkami i skórką pomarańczową. Drożdżowy jest kubitień, placek nadziewany kapustą, cebulą i mięsem. Drożdżowa jest babka z rodzynkami na Byrhy Kiuniu (Nowy Rok) - okrągła, żeby i cały rok był okrągły, czyli pomyślny. Bułka z poprzecznymi warkoczami - drabina do nieba na Święto Pojednania - i podłużna łoduszka, bułka z różyczkami, którą ludzie łamią się ze sobą podczas modlitwy, też są z drożdżowego ciasta. Tak samo jak trójkątne kynysze wypełnione makiem i suszonymi śliwkami oraz reszetka, strojna bułka weselna, na której wnosi się welon (a pod nim prezent dla panny młodej i bakalie od pana młodego) podczas obrzędu zaręczyn.

 

Tradycyjny karaimski ślub łączył ludzi tej samej religii. Wiele zmieniło się po wojnie; Karaimi, którzy wybrali Polskę, często żenili się z Polkami i czasem przechodzili na katolicyzm. - Mimo że trzej moi wujowie poślubiając Polki, pozostali przy swej religii, to ich dzieci nie były traktowane jako karaimskie, lecz wychowane w religii i kulturze matek. Karaimem należało być i z ojca, i z matki - mówi pani Mariola. - Teraz podchodzimy do tego mniej ortodoksyjnie, za Karaimów uznajemy też osoby z małżeństw mieszanych. Ważne, by się czuć Karaimem.

Chałwa biała, chałwa czarna
Chałwa biała to słodki przysmak z cukru, białek i orzechów, ofiarowany z okazji urodzin, ślubu i innych szczęśliwych wydarzeń.
Im więcej osób jej spróbuje, tym lepiej będzie wiodło się temu, kto ją przyrządził.
Gorzka chałwa ciemna, z pieprzem, jest zarezerwowana dla jadłospisu żałobnego. Im młodszy był zmarły, tym bardziej była piekąca. Zmarłego chowa się nogami w stronę Jerozolimy, która jest dla Karaimów świętym miastem (tam w VIII w. zbudowano pierwszą kienesę, czynną do dziś). Od czarnej chałwy rozpoczyna się tygodniowa żałoba, kiedy to odwiedza się rodzinę zmarłego, przynosząc posiłki, tak by pogrążeni w smutku mogli zająć się wyłącznie modlitwą.
Szczególne specjały przypisane są też narodzinom. Na cześć nowo narodzonych chłopców piecze się drożdżowe koguciki, dziewcząt - różyczki. Kiedy u Karaimów rodził się chłopiec, jeden z młodzieńców odśpiewywał specjalny hymn w kienesie; kiedy przychodziła na świat dziewczynka, ograniczano się tylko do informacji.

 

- Chociaż nie zawsze, ponoć po moich narodzinach dziadek jednak coś odśpiewał - śmieje się Mariola. Pamięta, że dziadek modlił się rano i wieczorem, a z jego opowieści wie, że prababcia nuciła rankiem psalm "Kto się w opiekę odda Panu swemu". Odtwarzając drzewo genealogiczne, doszła do Ananiasza Abkowicza, hazzana w XIX-wiecznych Trokach, który wychował synów na duchownego, wojskowego, lekarza-generała i kupca. Korzenie Abkowiczów sięgają jednak niewątpliwie głębiej, aż do średniowiecza. - Tylko że wtedy nie używano nazwisk, a jedynie imion i imion ojców, i trudno jest powiązać kolejne pokolenia - mówi wnuczka hazzana.
Przyznaje, że ta ciągłość od kilku wieków daje mocne poczucie bezpieczeństwa i przynależności. Mimo że obecnie Karaimów jest tak niewielu, mimo że nie mają własnego terytorium, a ich język zanika. - Nie mam problemów z samookreśleniem, nie mam wątpliwości, kim jestem - mówi Mariola. Zna wszystkich Karaimów w Polsce i na Litwie, również większość tych, którzy żyją na Krymie.

 

Mówi, że ma poczucie wsparcia "wstecz", w pokoleniach przodków, oraz wsparcia "wszerz", w rozlicznych kontaktach z obecnie żyjącymi współwyznawcami. Rozmowę stale przerywają nam telefony: trwa ustalanie szczegółów uroczystości pogrzebowych wuja, które odbędą się we Wrocławiu i w Wilnie. Choć rozproszeni, w czasie ważnych uroczystości Karaimi starają się być razem.
W 1946 r. we Wrocławiu udało się zorganizować pierwszy zjazd karaimskiej młodzieży, potem kilka spotkań w Polsce i na Litwie. I choć Karaimów jest coraz mniej, mają swój zespół folklorystyczny Dostłar, założyli stronę internetową (www.karaimi.org) i oficynę wydawniczą Bitik, publikują pismo "Awazymyz", almanachy, rozmówki, słowniki, organizują wystawy fotograficzne przypominające świat, którego już nie ma, ale i dokumentujący ich dzień dzisiejszy.

 

- Świadomość, że jest nas niewielu, bardzo zbliża. Ale przecież wciąż jesteśmy, choć od ponad wieku określa się nas jako "ginący naród" - opowiada moja rozmówczyni. Jej dziadkowie i rodzice mówili jeszcze po karaimsku. Mariola, niestety, już nie.

 

- Urodziłam się w komunistycznej Polsce, w latach 60. - opowiada. - To nie był dobry czas na podkreślanie odrębności, wiele rzeczy urwało się właśnie wtedy. Przed wojną dzieci uczyły się naszej religii, w Peerelu było to niemożliwe. Podobnie z językiem. Profesor Tadeusz Kowalski, jeden z pierwszych badaczy języka karaimskiego, powiedział, że nasz język jest jak mucha zamknięta w bursztynie. Mama Marioli, pani Zofia, z nikim we Wrocławiu nie porozmawia po karaimsku: w 650-tysięcznym mieście jest ostatnią osobą władającą tym językiem. Nadrabia to sobie, gawędząc przez Skype'a z rodziną na Litwie i omawiając świąteczne przygotowania.
Bo choć język Karaimów jest zagrożony, choć nie ma kienesy, a stroje i obyczaje przeszły już do historii, to kulinarne tradycje są wciąż żywe.

3 z 6
Fot. Łukasz Giza
Fot. Łukasz Giza

Kybyny

Przepisy Zofia Abkowicz

 

Ciasto drożdżowe:

  • 3-5 dag drożdży
  • 2 łyżki cukru
  • 1/2 litra ciepłego mleka
  • 1 kg mąki
  • 100 g masła
  • jajko
  • 1 żółtko
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 2 łyżki oleju

 

Składniki

  • 100 g margaryny

 

Farsz:

 

Do smarowania:

  • 1 jajko roztrzepane ze szczyptą soli

 

Sposób przygotowania

Drożdże zasypujemy łyżką cukru, zalewamy 2-3 łyżkami mleka. Rozcieramy, posypujemy odrobiną mąki, zostawiamy do wyrośnięcia. Rozpuszczamy (oddzielnie) margarynę i masło. Jajko i żółtko rozcieramy z łyżką cukru na kogel-mogel. Przesiewamy 2/3 mąki do miski, dodajemy drożdże, kogel-mogel, sól i 250 ml mleka.
Zagniatamy, dodając porcjami pozostałą mąkę i mleko. Gdy ciasto będzie miękkie i sprężyste, wlewamy powoli margarynę i część masła. Wyrabiamy dalej (im dłużej, tym będzie lepsze), dodajemy resztę tłuszczu: olej i masło. W sumie zagniatanie powinno trwać co najmniej pół godziny - kiedy ciasto nie klei się do rąk, możemy uznać, że jest dobrze wyrobione. Wtedy obsypujemy je mąką, przykrywamy ściereczką, odstawiamy co najmniej na pół godziny do wyrośnięcia, a potem lepimy z niego kulki o średnicy 5 cm. Robimy farsz: surowe mięso kroimy w kosteczkę, dodajemy
poszatkowaną kapustę i posiekane cebule, solimy i pieprzymy, wlewamy parę łyżek wody, aby nadzienie nie było zbyt suche.
Kulki z ciasta rozwałkujemy. Na placki nakładamy farsz, sklejamy pierogi, tworząc charakterystyczny warkocz. Przed włożeniem do pieca robimy w nich dziurki i smarujemy po wierzchu jajkiem. Pieczemy pół godziny w piekarniku rozgrzanym do 180-200°C.

 

Fot. Łukasz Giza

4 z 6
Fot. Łukasz Giza
Fot. Łukasz Giza

Kubitień

Przepisy Zofia Abkowicz

 

Farsz:

 

Ciasto drożdżowe:

  • 3-5 dag drożdży
  • 2 łyżki cukru
  • 1/2 litra ciepłego mleka
  • 1 kg mąki
  • 100 g margaryny
  • 100 g masła
  • jajko
  • 1 żółtko
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 2 łyżki oleju

 

Do smarowania:

  • jajko (lub żółtko) roztrzepane ze szczyptą soli

 

Sposób przygotowania

Drożdże zasypujemy łyżką cukru, zalewamy 2-3 łyżkami mleka. Rozcieramy, posypujemy odrobiną mąki, zostawiamy do wyrośnięcia. Rozpuszczamy (oddzielnie) margarynę i masło. Jajko i żółtko rozcieramy z łyżką cukru na kogel-mogel. Przesiewamy 2/3 mąki do miski, dodajemy drożdże, kogel-mogel, sól i 250 ml mleka.
Zagniatamy, dodając porcjami pozostałą mąkę i mleko. Gdy ciasto będzie miękkie i sprężyste, wlewamy powoli margarynę i część masła. Wyrabiamy dalej (im dłużej, tym będzie lepsze), dodajemy resztę tłuszczu: olej i masło. W sumie zagniatanie powinno trwać co najmniej pół godziny - kiedy ciasto nie klei się do rąk, możemy uznać, że jest dobrze wyrobione. Wtedy obsypujemy je mąką, przykrywamy ściereczką, odstawiamy co najmniej na pół godziny do wyrośnięcia, a potem lepimy z niego kulki o średnicy 5 cm.

Ryż zalewamy zimną wodą i lekko obgotowujemy (przez minutę, licząc od czasu zagotowania sie wydy), odcedzamy. Cebule drobno siekamy, surowe mięso kroimy na duże kawałki. Mieszamy mięso, cebulę, ryż, doprawiamy solą i pieprzem, dolewamy wodę. Przygotowujemy ciasto jak do kybynów, dzielimy je na dwie części. Obie rozwałkowujemy, jeden placek kładziemy na blasze. Nakładamy farsz, przykrywamy drugim plackiem. Sklejamy, zawijamy brzegi. Wierzch dziurkujemy (palcem lub widelcem), smarujemy żółtkiem lub jajkiem. Pieczemy 30 minut w piekarniku rozgrzanym do 180-200°C.
Imam bajyłdy 1kg papryki lub bakłażanów, 1/2 kg pomidorów,  1/2 kg marchwi, po 1/4 kg selera i pietruszki, 2 cebule, sól, pieprz, słodka czerwona papryka, 2 ząbki czosnku ?Imam zemdlał? to danie popularne na Wschodzie, ale legendy mówią, że to właśnie w karaimskim domu imam spróbował tego dania i omdlał z rozkoszy. Paprykę (bakłażany) opiekamy 20 minut w temp. 150°C, zdejmujemy skórkę i siekamy. Pomidory sparzamy i obieramy ze skórki, dusimy przez kwadrans. Marchew, selera i pietruszkę kroimy w półplasterki, cebulę siekamy. Wszystkie przygotowane warzywa (oprócz pomidorów) smażymy oddzielnie na oliwie, potem łączymy je i dusimy do miękkości bez przykrycia.
Na koniec dodajemy pomidory, sól, pieprz, paprykę i posiekany czosnek do smaku.


Fot. Łukasz Giza

5 z 6
Fot. Łukasz Giza
Fot. Łukasz Giza

Ak-ałwa (biała chałwa)

Przepis Tatiana i Włodzimierz Maszkiewicze

 

Składniki

  • 1,5 kg cukru
  • 12 białek
  • dwie łyżeczki kwasku cytrynowego
  • 90 g cukru waniliowego
  • 60-70 dkg wyłuskanych orzechów laskowych

 

Sposób przygotowania

Cukier zalewamy niewielką ilością wody, tak aby tylko go zamoczyć. Doprowadzamy do wrzenia na silnym ogniu w idealnie czystym aluminiowym garnku (aluminiowy najlepszy - sprawdzone od pokoleń!). Uważając, aby cukier się nie przypalił, gotujemy go ok. 5 minut. Kwasek cytrynowy rozprowadzamy w łyżce gorącej wody i wlewamy do cukru, dokładnie mieszając. Taki syrop gotujemy, zwracając uwagę, by nie zżółkł. Aby sprawdzić, czy syrop jest już gotowy, należy przeprowadzić próbę cukru. Pierwszy sposób: nabieramy na łyżeczkę trochę syropu i próbujemy go rozciągać wskazującym i dużym palcem. Jeśli ciągnie się jak nitka, to znaczy, że jest gotowy. Drugi sposób: wylewamy odrobinę syropu na spodeczek i robimy ?dróżkę? przez środek. Jeśli masa nie złączy się ponownie, syrop jest gotowy.
Zdejmujemy go z ognia, wlewamy do emaliowanej miski, studzimy do ok. 40°C, mieszając drewnianą łyżką. Ubijamy białka na sztywną pianę i dodajemy je porcjami do syropu, cały czas szybko mieszając. Syrop nie może być za zimny, bo białka się z nim nie połączą. Miskę z taką mieszaniną ustawiamy nad ogniem - Karaimi robią to na odwróconym taborecie, dokładnie tak, jak pokazaliśmy na rysunku u góry. Ciągle ucierając drewnianą łopatką, podgrzewamy masę 2-3 godziny.
Gotowa chałwa jest biała i łamie się po ostygnięciu.
Dla określenia właściwego momentu należy trochę masy nabrać na nóż i włożyć na chwilę do lodówki - jeśli po wyjęciu łatwo się łamie, jest gotowa.
Orzechy laskowe prażymy w piekarniku, mieszamy z chałwą. Masę wybieramy łopatką na tacę lub półmisek posypany cukrem pudrem. Schłodzoną, dzielimy na placki lub cukierki, które zawijamy w pergamin.

Fot. Łukasz Giza

6 z 6
Fot. Łukasz Giza
Fot. Łukasz Giza

Ciastka drożdżowe z cynamonem

Przepisy Zofia Abkowicz

Resztki cia-sta na kybyny moż-na roz-wał-ko-wać, po-sma-ro-wać ma-słem, po-sy-pać cu-krem z cy-na-mo-nem i zro-lo-wać, a ru-lo-ny po-kro-ić i for-mo-wać z nich cia-stka

Ciasto drożdżowe:

  • 3-5 dag drożdży
  • 2 łyżki cukru
  • 1/2 litra ciepłego mleka
  • 1 kg mąki
  • 100 g masła
  • jajko
  • 1 żółtko
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 2 łyżki oleju

 

Sposób przygotowania

Drożdże zasypujemy łyżką cukru, zalewamy 2-3 łyżkami mleka. Rozcieramy, posypujemy odrobiną mąki, zostawiamy do wyrośnięcia. Rozpuszczamy (oddzielnie) margarynę i masło. Jajko i żółtko rozcieramy z łyżką cukru na kogel-mogel. Przesiewamy 2/3 mąki do miski, dodajemy drożdże, kogel-mogel, sól i 250 ml mleka.
Zagniatamy, dodając porcjami pozostałą mąkę i mleko. Gdy ciasto będzie miękkie i sprężyste, wlewamy powoli margarynę i część masła. Wyrabiamy dalej (im dłużej, tym będzie lepsze), dodajemy resztę tłuszczu: olej i masło. W sumie zagniatanie powinno trwać co najmniej pół godziny - kiedy ciasto nie klei się do rąk, możemy uznać, że jest dobrze wyrobione. Wtedy obsypujemy je mąką, przykrywamy ściereczką, odstawiamy co najmniej na pół godziny do wyrośnięcia, a potem lepimy z niego kulki o średnicy 5 cm.

 

Potrawy KaraimówFot. Łukasz Giza

Więcej na ten temat: wielkanoc